Czyli o tym, że dzieci już bardzo wcześnie odczuwają potrzebę stanowienia samemu o sobie i robienia wszystkiego po swojemu. Kiedy jeszcze nie są w stanie nam tego powiedzieć, ta potrzeba już się u nich pojawia. Oczywiście na wiele rzeczy które dzieci pragną zrobić same nie możemy im pozwolić, ale jest kilka sfer w których powinniśmy je wspierać żeby same mogły dążyć do samorealizacji i rozwoju. Jedną z takich stref jest nauka samodzielnego jedzenia. Czytałam jakiś czas temu książkę "BLW czyli bobas lubi wybór" - ciekawych odsyłam tu BLW. Uważam ją za świetny poradnik dla rodziców którzy chcą uczyć swoje dziecko jak najwcześniej zdrowego i świadomego jedzenia, ale przede wszystkim samodzielnego jedzenia. Natomiast świetne pomysły na posiłki dla dzieci w określonym wieku znajdziecie w książce " Najlepsze na świecie domowe jedzenie dla dzieci" link do opisu książki znajdziecie tu.
Często rodzice czy opiekunowie zwlekają z rozpoczęciem treningu samodzielnego jedzenia przez dziecko- wolą je raz-dwa nakarmić, wytrzeć buziaka i po sprawie. A jak dzidzia nie chce otwierać buźki to co? Hipnoza, czyli jakaś bajka rozkręcona na cały regulator, żeby dziecko się w nią wczuło i nawet nie zorientowało się, że otwiera buzię. Zupa- najcęściej zielona mazia o nieokreślonym smaku... znika szybko, nie ma co sprzątać, bobas najedzony więc w czym problem? No właśnie- a gdzie przyjemność z jedzenia? Gdzie poznawanie kształtów i faktur? Konsystencja, waga, chrupkość, intensywność smaku? Gdzie praca rączkami, praca szczęką podczas przeżuwania? Dlaczego pomijamy tak ważną naukę manipulowania przedmiotami- w tym przypadku sztućcami, panowanie nad własnymi rączkami? Posiłek to fantastyczny czas na spędzenie chwili wspólnie, świetny temat do rozmowy o kolorach i smakach, warzywach i ich funkcji. Nawet roczny bobas ucieszy się gdy podczas jedzonka wspólnie sobie porozmawiacie czy ułożycie piosenkę na cześć brokuła :) Dobrze, wiem- rozumiem bałagan będzie straszny jak w korytku dla świnek, ale zapewniam, że sprzątanie tego nie zajmie wiele czasu, a satysfakcja po miesiącu systematycznej pracy z tego, że dziecko samo zje obiadek będzie ogromna zarówno dla mamy jak i dla maluszka :) Oczywiście należy się do tego dobrze przygotować, polecam zakupić niezbędne rzeczy:
* miseczka na przyssawkę- przyklejona do stolika nie zwali się tak szybko na podłogę :)
* fartuszek który zakrywa całe rączki i cały przód maluszka najlepiej długi do kolanek
* plastikowa, lekka łyżka odpowiednia do małej rączki
* papierowe ręczniki bądź tetrowe pieluszki do ogarnięcia "pola rażenia " :)
* siedzisko do karmienia dziecka- zakładam że wszyscy je mają bo to ogromne udogodnienie
Kiedy należy zacząć trening samodzielnego jedzenia? Zależy to tylko od nas, ale im wcześniej- wiadomo- tym lepiej. Już dla ośmiomiesięcznego bąbla będzie to fajna zabawa :) Nie musimy mu kazać jeść od razu łyżką- a już na pewno nie damy mu noża i widelca- ale fajnym startem może być gotowany bądź parowany brokuł czy batat. Należy uzbroić się w anielską cierpliwość, bo może nam to zająć dłuższą chwilkę, ale gwarantuje że progres będzie bardzo szybki jeżeli będziemy się starali systematycznie- najlepiej codziennie ćwiczyć tę umiejętność. Tyczy to się oczywiście wszelkich nowych rzeczy których chcemy się nauczyć. Z tygodnia na tydzień bałagan będzie coraz mniejszy, czas posiłku skróci się, dzidzia będzie spełniona, bo dzieci w tym okresie niesamowicie cieszą się z odkrywania nowych rzeczy, a mama będzie prze szczęśliwa, że może zjeść obiad wspólnie ze swoją pociechą- każdy ze swojego talerza ciesząc się wspólnie spędzonym czasem :) Przyjdzie taki moment, że z dumą pójdziemy z naszym małym smykiem do restauracji tudzież na rodzinny obiad o on będzie zawstydzał nawet starsze dzieci manierami których nauczył się poprzez swoją ciężką pracę, ale żeby wszystko było tak piękne trzeba zacząć od mega bałaganu- w końcu piękna rzeźba kiedyś była tylko kamieniem- więc wszystko w swoim czasie ! :) Wytrwałości życzę drodzy Rodzice i Opiekunowie! :)
Małe Ludki :)
Blog o dzieciach, wychowaniu, podejściu do dzieci, małych wpadkach, śmiesznych przypadkach i wszystkim co z nimi związane :)
niedziela, 24 listopada 2013
niedziela, 24 lutego 2013
Ciocia nigdy nie kłamie!
poniedziałek, 21 stycznia 2013
Słoik kontra garnek :)
Czyli co jest lepsze dla dzidziusia- kupowane gotowe posiłki czy dania przygotowywane w domu? Jak wszystkie mamy i dobre nianie wiedzą- dieta maluszka po 4miesiacu życia może być urozmaicana o posiłki nie będące mlekiem. Może a nie musi, bo jeżeli maleństwo ssie pierś to nie jest to wymagane tak wcześnie i wprowadzanie nowych pokarmów można opóźnić o jeszcze 2 miesiące. Ja jednak uważam, że należy urozmaicanie zaczynać jak najwcześniej, żeby nie okazało się iż hodujemy w domu niejadka :) I tutaj mamy dylemat- czy samodzielnie robić jedzonko- czy zdecydować się na słoiki ? Przeanalizujmy najczęstsze plusy i minusy obu wersji.
SŁOICZKI
*szybkość w przygotowaniu
*idealna konsystencja dostosowana do wieku
*dobrze skomponowane smaki
*szeroki wachlarz wyboru
*znakomita selekcja składników jak na przetwórstwo masowe
*warzywa i owoce bardzo dobrej jakości
A minusy:
*nie mamy 100% pewności co znajduje się w środku
*słoiki mają dość długi termin ważności
*nie mamy całkowitej kontroli nad jakością produktów
DOMOWE ZUPKI
*składniki dobieramy same
*mamy kontrolę nad procesem przygotowania
*czas przechowywania zupki jest krótki
*możemy gotować jednocześnie dla siebie większą porcję
Minusy:
*przygotowywanie zabiera cenny czas
*nie zawsze dostajemy w sklepie produkty odpowiedniej jakości
*łatwo możemy pozbawić zupę wartości odżywczych przez nieumiejętne przygotowanie
*należy ciągle pilnować aby urozmaicać menu maluszka
Jak widać wszystko ma swoje dobre i złe strony- i każdy wybór należy dostosować do swojego trybu życia- jeżeli mama nie ma czasu biegać po sklepach ze zdrowa żywnością, na poszukiwaniu dobrych składników na posiłek dla swej pociechy, a już na pewno brakuje go jej na ugotowanie to niech wybierze słoiki. Ja uwielbiam gotować, sprawia mi to wiele radości, ale nie stronie też od słoiczków, również dzieci bardzo je lubią więc nie traktujmy ich jak zło ostateczne :)
SŁOICZKI
*szybkość w przygotowaniu
*idealna konsystencja dostosowana do wieku
*dobrze skomponowane smaki
*szeroki wachlarz wyboru
*znakomita selekcja składników jak na przetwórstwo masowe
*warzywa i owoce bardzo dobrej jakości
A minusy:
*nie mamy 100% pewności co znajduje się w środku
*słoiki mają dość długi termin ważności
*nie mamy całkowitej kontroli nad jakością produktów
DOMOWE ZUPKI
*składniki dobieramy same
*mamy kontrolę nad procesem przygotowania
*czas przechowywania zupki jest krótki
*możemy gotować jednocześnie dla siebie większą porcję
Minusy:
*przygotowywanie zabiera cenny czas
*nie zawsze dostajemy w sklepie produkty odpowiedniej jakości
*łatwo możemy pozbawić zupę wartości odżywczych przez nieumiejętne przygotowanie
*należy ciągle pilnować aby urozmaicać menu maluszka
Jak widać wszystko ma swoje dobre i złe strony- i każdy wybór należy dostosować do swojego trybu życia- jeżeli mama nie ma czasu biegać po sklepach ze zdrowa żywnością, na poszukiwaniu dobrych składników na posiłek dla swej pociechy, a już na pewno brakuje go jej na ugotowanie to niech wybierze słoiki. Ja uwielbiam gotować, sprawia mi to wiele radości, ale nie stronie też od słoiczków, również dzieci bardzo je lubią więc nie traktujmy ich jak zło ostateczne :)
czwartek, 10 stycznia 2013
Musisz mnie słuchać maluchu bo ja jestem druga ciocia..." Czyli jak być dla dziecka autorytetrm, a nie tyranem :)
Cytat w tytule jest autorstwa 4,5 rocznego chłopca, którym opiekowałam się do niedawna, a teraz często chodzę do moich łobuziaków po godzinach :) Akcja rozgrywa się przy niebieskim stoliku podczas kolacji. Chłopcy- czyli większy wcześniej wspomniany i mniejszy 3letni siedzą sobie grzecznie na krzesełkach i chrupią płateczki z mleczkiem :) Nagle młodszy rozrabiaka krzyczy, że chce do łapki auto, na co starszy poważnym tonem odpowiedzialnego brata odpowiada: " Nie możesz. Nie robimy takich rzeczy przy jedzeniu. Musisz się mnie słuchać maluchu, bo ja jestem druga ciocia." Na te słowa maluch zamknął swego słodkiego buziaka, auta już nie chciał i dalej grzecznie jadł kolację :) No i ładnie, okazuje się ze mam małego następcę który delikatnie mnie małpuje :) A tak całkiem serio to byłam dumna w tym momencie, że ta moja cała czteroletnia paplanina nie poszła na marne...
A teraz konkrety :)
A teraz konkrety :)
Co zrobić żeby
taka mała istotka chciała brać z nas przykład, słuchać nas, a może nawet
podziwiać i stawiać sobie za autorytet? Jak sprawić żeby dziecko nas słuchało?
Pracę trzeba rozpocząć jak najwcześniej- od urodzenia. Nie, nie oznacza to, że
mamy mu rozkazywać od kiedy tylko przyniesiemy maleństwo do domu. Oznacza o że
wszystkie nasze zachowania i decyzje powinny być w pełni świadome, przemyślane
i ku osiągnięciu celu nie poddamy się z błahych powodów. Najważniejszą rzeczą w
wychowaniu dziecka jest tworzenie planu dnia- pierwszej próby usystematyzowania
życia dziecka. Należy takiemu niemowlaczkowi ustalić rytualny tryb dnia- każda
pora powinna być przeznaczona na inne czynności- dzięki temu dziecko przyzwyczai
się i będzie miało swobodę przewidywalności dnia przez co będzie się czuło
bezpiecznie i spokojnie. Pory obiadku, pory snu czy aktywności nie powinny być
chaotyczne i przypadkowe- ale nie popadajmy ze skrajności w skrajność- nie
musimy ciągle patrzeć na zegarek i budzić dzidziusia kiedy smacznie sobie śpi
„bo już godzinka jedzonka nastała”.
Około 10 miesiąca życia kiedy dzidzia zaczyna już pełzać a potem raczkować
wprowadzamy zasady- nie wolno ruszać np. sprzętu domowego czy telefonu mamusi,
nie wolno wchodzić ( czyt. pełzać :))
do kosza na śmieci itp. Wszystkiego czego uczymy nasze dziecko trzeba
przestrzegać i pamiętajmy nic tak nie działa na dziecko jak dobry przykład !
Jeżeli mamusia mówi- przed jedzonkiem idziemy umyć łapki to trzeba robić to
wspólnie- kto z nas by zrozumiał że coś trzeba koniecznie zrobić jeżeli wszyscy
dookoła by tego nie robili tylko o tym gadali? :)
Pierwsze rytuały, zakazy i nakazy mam za sobą, ale niestety to nie jest już
droga z górki…wręcz przeciwnie- nastaje etap tak zwanego- okrytego mroczną
tajemnicą terminu „buntu dwulataka”. Ten niechlubny okres zaczyna się jeszcze
przed drugim rokiem życia maleństwa a kończy- z praktyki wiem- różnie. Ale nie
ma co się bać, jeżeli posiada się odpowiednią wiedzę wszystko przychodzi z
łatwością- no oczywiście przy dobrych chęciach. Trzeba trzymać się zasad-
*rodzice są
starsi i trzeba się ich słuchać
*rodzice wydają
słuszne polecenia których trzeba przestrzegać
*na rodzicach
należy polegać, bo są doświadczeni i chcą jak najlepiej dla swojego dziecka
*napady złości
i płaczu należy przeczekać, dopiero potem rozpocząć rozmowę
*rozmowa o
zachowaniu i uczuciach jest konieczna.
Etap buntu
dwulatka charakteryzuje się jak sama nazwa wskazuje buntowniczym zachowaniem
dziecka wobec świata, nie oznacza to że nagle słodki bobasek staje się wredną
małą istotą której celem jest zatrucie dorosłym życia- chociaż nieraz tak to
wygląda. Dziecko około drugiego roku życia zaczyna dokładniej pojmować świat
dookoła, zaczyna rozumieć że rządzą nim reguły- zasady i nakazy których niby
należy przestrzegać- ale po co? Tego dziecko nie jest w stanie od razu pojąć,
podkreśla swą autonomiczność i swój jedyny i niepowtarzalny charakter.
Nieustannie chce coś odkrywać, sprawdzać, brać do rąk a przede wszystkim robić
to po swojemu. Nie jest ono w stanie zrozumieć dlaczego nie może mieć
wszystkiego co znajduje się na sklepowych półkach? Czemu trzeba już iść do domu
kiedy na placu zabaw jest tak wesoło? Czemu trzeba jeść te wstrętne warzywa
kiedy słodycze są takie smaczne? I wiele wiele wiele innych ...
Jak to się wszystko kończy? Krzykiem, kładzeniem się na ziemie, płaczem a
czasem samo okaleczeniom- jeżeli dziecko kiedyś słyszało negatywne, obraźliwe
słowa ze strony rodziców może teraz odwrócić role i mamusie wyzwać od brzydkich,
głupich itp. Jeżeli rodzice szturchali kiedykolwiek lub bili dziecko (tak tak
takie rzeczy się zdarzają niewiarygodnie często) to dziecko może taką mamusię
uderzyć- np. spoliczkować ( widziałam takie przypadki niestety…) Jak zachować
się wobec takiego dziecka- wkurzonego błahym (dla nas) powodem?
*Trzymamy się
reguł i zasad wcześniej ustalonych
*Nie reagujemy
na płacz wymuszający zmianę naszych postulatów
*Rozmawiamy z
dzieckiem spokojnie ale stanowczo
*Uzasadniamy
regułę
*Nie reagujemy
na histerię, wychodzimy do drugiego pokoju
*Jeżeli mamy
takie miejsce gdzie dziecko jest sadzane aby się uspokoiło- zostawiamy je tam
żeby się wypłakało
*Nie rozmawiamy
z dzieckiem gdy jest w histerii i tak nie słyszy tego co do niego mówmy
*Dajemy dziecku
czas na ochłonięcie
*Kiedy
przestaje płakać, krzyczeć itp. Zaczynamy rozmowę o tym co się stało.
Ja zawsze po
ataku histerii czy demonstracji przez dziecko swych sił, gdy już się uspokoiło
i doszło do siebie najpierw podchodziłam do delikwenta i przytulałam. Potem
klęcząc przy nim bądź sadzając sobie go na kolanach w miejscu przeznaczonym do wyciszania-
czyli w naszym przypadku w kąciku- zaczynaliśmy rozmowę. Mówiłam wtedy zwykle „
Jest mi bardzo przykro i smutno bo przed chwilą zachowywałeś się bardzo
brzydko. Nie wolno jest krzyczeć i wymuszać…nie wolno jest bawić się rzeczami
dorosłych…” itp. Ważne jest żeby zawsze mówić o uczuciach, to zawsze otwiera
drugą jednostkę do nas i wzbudza empatię. Jak chłopcy byli już starsi i umieli
mówić też chętnie opowiadali o swoich uczuciach i dlaczego tak brzydko się
zachowywali. Takich sytuacji w okresie buntu jest mnóstwo- nie należy się jednak
zrażać- jeżeli będziemy mocno przestrzegać zasad to okres ten szybko
minie, a dziecko pojmie że świat ma swoje reguły dzięki którym dobrze funkcjonuje
A i jeszcze jedno- takie akcje płaczu mogą się zdarzyć wszędzie- nie wstydźmy
się być stanowczy przy ludziach- nie dajmy dziecku wszystkiego czego zażąda w
miejscu publicznym żeby tylko się uciszyło i nie przykuło uwagi innych. Zasada
to zasada- nie można robić dziecku mętliku w główce, że raz jest tak a raz
inaczej. Jeżeli nauczy się że wśród ludzi może więcej to szybko to zauważy i
będzie wymuszać różne rzeczy w sytuacjach gdy będziemy bali się odmówić, a
potem będziemy bali się zabrać ze sobą dziecko „do ludzi” żeby nie narobiło nam
wstydu. Gdy dziecko nie wie jak ma się zachowywać i to ono zaczyna dyktować
rodzicom co mają robić, powoli staje się małym potworkiem który wymusza wszystko
siłą, brzydko się zachowuje, manipuluje rodzicami, a co najgorsze w tym
wszystkim staje się osamotnione i smutne w środku bo nie ma żadnego ideału za
którym może podążać i jest zdane samo na siebie. Bo skąd ma wiedzieć kto jest
starszy skoro rodzice słuchają jego rozkazów? Maluszek rodzi się bez tych
wszystkich zasad, reguł i nie wie co jest dobre a co złe, to m dorośli musimy
go tego nauczyć żeby mógł się dobrze rozwijać a w przyszłości stanowić
wartościową jednostkę. Może jestem staroświecka, ale wyznaję system kar i nagród
wychowaniu dzieci. Nie mówię tu koniecznie o nagrodach rzeczowych, a na pewno
nie o karach cielesnych. Tak już jest na tym świecie że to te dobre zachowania
są chwalone, a nieprzestrzeganie np. prawa skutkuje sankcjami i karami. Więc
należy nasze dzieci nauczyć jak funkcjonować w takim a nie innym świecie, żeby
być akceptowanym społecznie.
Ech… no a po
etapie buntu już mamy z górki- należy trzymać się wielu zasad wspólnie
ustalonych i wspólnie ich przestrzegać, a potem można czekać już tylko na owoce
swojej pracy i zapłatę- tę najlepszą – uśmiech na buzi dziecka i chęć brania
przez nie z nas przykładu :)
środa, 5 grudnia 2012
Smaczne kąski :) Czyli jak dobrać odpowiednią książeczkę do wieku dziecka aby można było się nią delektować? :)
Dział dla dzieci z książeczkami- dział z literaturą dla rodzicòw... Kosmos, generalnie kosmos, czarna dziura i chaos... Tytułòw, kolorów, sztandarowych haseł całe multum... A do tego wszędzie czyhające pułapki bo nie koniecznie to ze tekst zawarty w książce został wydrukowany dla rzeszy czytelnikòw oznacza, że jest on mądry- a przynajmniej w jakiś sposób pouczający i wzbogacający czytelnika. Na pòłkach znaleźć można masę bzdurnych książek i książeczek dla dzieci jak i dorosłych. Weźmy chociażby szokujący przykład książeczki dla dzieci o tematyce- jak zabawiać się siusiakiem czy dla czego puszczanie bąków jest zdrowe... Zostawiam to bez komentarza. Nie tylko takie bijące po oczach uchybienia można znaleźć w księgarniach, weźmy pod lupę popularna serię zagadek dla dzieci z serii "czu-czu". Niby wszystko fajnie, książeczki są w ramowych przedziałach wiekowych ale niestety wersja dla najmłodszych czyli już 2letnich dzieci zawiera na jednej stronie o wymiarach około 3cm na 8cm 3 mikroskopijnej wielkości rysowanki-zgadywanki. Taka ilość detali na jednej stronie nie pozwala dziecku skupić wzroku na jednym obrazku. Oprócz takich fatalnych książeczek można wyhaczyć niesamowite tytuły i tematyki dla naszych robaczków od pierwszych miesięcy życia :) Już około 2 miesiąca można dziecku pokazywać książeczki i wspólnie czytać tym samym od maleńkości zaszczepiać w dziecku miłość do literatury :) Ale czym się kierować w doborze odpowiedniej pozycji do wieku dziecka ? Oto kilka wskazówek:
* Pierwsze wspólnie czytane książeczki powinny być w kontrastowej kolorystyce z jednym szczegółem/ obrazkiem na stronę- aby słabiutki wzrok maluszka mógł się skupić na każdym obrazku.
* Kolejne książeczki około 6 miesiąca życia dziecka powinny być już kolorowe ale nadal z jednym obrazkiem na stronie- aby łatwiej dziecko skupiło na nim uwagę i nie rozpraszało się nadmiarem kolorów i kształtów.
* Około pierwszego roku życia wybieramy czytanki czy też rymowanki z bardziej rozbudowaną grafiką. Ale uwaga- żeby dziecko się lepiej skupiało na tekście na stronie nie powinno być więcej niż 4 krótkie wersy gdyż dziecko może szybko zniechęcić się kiedy każemy mu gapić się na jedną stronę zbyt długo :)
* Około 2 roku życia wprowadzamy już książeczki o ròżnorodnej tematyce, na przykład związanej z aktualnym czasem w jakim znajduje się dziecko. Mam tu na myśli na przykład naukę siadania na nocniczek- warto wtedy przeczytać bajkę o Misiu który po kilku nieudanych próbach, dzięki swemu uporowi wreszcie nauczył się korzystać z nocniczka :)
Czytanie to fantastyczna sprawa- pobudza wyobraźnię, uczy zapamiętywania, bajecznie rozwija mowę i zasób słòw, pomaga rozwiązywać problemy a także świetnie odpręża przed snem czy drzemką :) Istnieje wiele idealnych dla tych różnych przedziałów wiekowych książek, dla ponad rocznych dzieci niesamowitą frajdę sprawia czytanie nieśmiertelnych rymowanek Tuwima, Brzechwy czy Konopnickiej. W starciu z nowymi wyzwaniami dla trzylatków pomogą bajki terapeutyczne czyli takie które w swej treści kryją jakiś wartościowy przekaz związany z danym problemem dziecka na przykład pójściem do nowego przedszkola a nawet z rozstaniem rodziców. Jako fanatyczka książek jestem dumna że zaszczepiam wszystkim moim podopiecznym pociąg do książek i rosnę z dumy kiedy zamiast bajki w TV wybierają wspólne czytanie :) A Wy jaką książeczkę przeczytacie dziś wieczorem ? :D
* Pierwsze wspólnie czytane książeczki powinny być w kontrastowej kolorystyce z jednym szczegółem/ obrazkiem na stronę- aby słabiutki wzrok maluszka mógł się skupić na każdym obrazku.
* Kolejne książeczki około 6 miesiąca życia dziecka powinny być już kolorowe ale nadal z jednym obrazkiem na stronie- aby łatwiej dziecko skupiło na nim uwagę i nie rozpraszało się nadmiarem kolorów i kształtów.
* Około pierwszego roku życia wybieramy czytanki czy też rymowanki z bardziej rozbudowaną grafiką. Ale uwaga- żeby dziecko się lepiej skupiało na tekście na stronie nie powinno być więcej niż 4 krótkie wersy gdyż dziecko może szybko zniechęcić się kiedy każemy mu gapić się na jedną stronę zbyt długo :)
* Około 2 roku życia wprowadzamy już książeczki o ròżnorodnej tematyce, na przykład związanej z aktualnym czasem w jakim znajduje się dziecko. Mam tu na myśli na przykład naukę siadania na nocniczek- warto wtedy przeczytać bajkę o Misiu który po kilku nieudanych próbach, dzięki swemu uporowi wreszcie nauczył się korzystać z nocniczka :)
Czytanie to fantastyczna sprawa- pobudza wyobraźnię, uczy zapamiętywania, bajecznie rozwija mowę i zasób słòw, pomaga rozwiązywać problemy a także świetnie odpręża przed snem czy drzemką :) Istnieje wiele idealnych dla tych różnych przedziałów wiekowych książek, dla ponad rocznych dzieci niesamowitą frajdę sprawia czytanie nieśmiertelnych rymowanek Tuwima, Brzechwy czy Konopnickiej. W starciu z nowymi wyzwaniami dla trzylatków pomogą bajki terapeutyczne czyli takie które w swej treści kryją jakiś wartościowy przekaz związany z danym problemem dziecka na przykład pójściem do nowego przedszkola a nawet z rozstaniem rodziców. Jako fanatyczka książek jestem dumna że zaszczepiam wszystkim moim podopiecznym pociąg do książek i rosnę z dumy kiedy zamiast bajki w TV wybierają wspólne czytanie :) A Wy jaką książeczkę przeczytacie dziś wieczorem ? :D
poniedziałek, 12 listopada 2012
Senne bajeczki i siedmiomilowe spojrzenie :)
Co robią zdrowe maluszki w pierwszych miesiącach życia najczęściej? Nie, nie prawda- wcale nie płaczą tylko śpią :) Noworodek zaraz po przybyciu ze szpitala odsypia hałas i męki które towarzyszyły mu w tym miejscu, a także odwaloną ciężką robotę wydostania się z mamusi ciepłego brzuszka na ten dziwny, zimny świat pełen nieznanych rzeczy. Straszne prawda? No ale taki los każdego z nas, potem już z górki :) Więc takie dzieci potrafią przespać 22 godziny w ciągu doby, budząc się (i to też nie zawsze) na jedzonko :) Oczywiście z czasem to się zmienia i taki półroczny pampers powinien przesypiać całą noc- ale nie tak jak my niewolnicy pracy i innych zajęć 8 godzinną noc- a około 12 godzinną. W dzień winien uciąć sobie dwie drzemki i to nawet w porywach do drugiego toku życia, potem zamienia się to w jedną. I dziwi mnie bardzo gdy ktoś mówi- co z nimi robisz że chcą Ci spać? Druga naturą człowieka jest przyzwyczajenie- a nawyki które nabierzemy w dzieciństwie, najprawdopodobniej będziemy kontynuować przez całe życie. W przypadku gdy opiekowałam się ostatnia dwójką chłopców, obrałam moim zdaniem najskuteczniejszą metodę, czyli ustalenia pory snu. Nie odliczaliśmy godzin od pobudki ani jedzenia, po prostu po tygodniu obserwacji rytmu dnia dziecka- wyklarowała się orientacyjna godzina snu, której sumiennie się trzymałam. Nie pytałam i nie pytam chłopców czy są śpiący, czy chcą iść do łóżeczka czy nie, traktowałam to jak oczywistą oczywistość :) Oczywiście procedur przy tym było więcej, a wszystko po to żeby maluszki mogły zasypiając w błogostanie :) Przebiegało to zawsze wg punktów:
* wyciszenie
* rytuały
* czytanie
* piosenka
Przygotowanie do spania rozpoczynaliśmy z reguły godzinę przed snem, ale spokojnie nic skomplikowanego :) Około godziny przed snem nie robiliśmy zabaw aktywizujących czyli pobudzających- głównie ruchowych. Niektórzy myślą że im bardziej się dziecko przed snem wymęczy np. biegając, to szybciej uśnie. Nic bardziej mylnego- rozkręci się wtedy do dalszej zabawy i nici że spania :) Robiliśmy więc rzeczy jak- malowanie, lepienie z plasteliny czy masy dolnej a z mniejszymi bobaskami spacerek albo masażyk- żadnej nawałnicy kolorowych zabawek grajaco- piszcząco- świecąco- pełzających (!) Komu by się podobało jakby mu sąsiad z góry włączał co wieczór w porze zasypiania- muzykę, a za oknem ktoś strzelałby fajerwerkami? Na pewno nie mnie :) Kolejny krok to rytuały, my na przykład zawsze czytaliśmy książeczki po czym zasłaniałam roletę i mówiłam "a teraz wszystkie grzeczne dzieci idą spać żeby mieć mnóstwo siły do zabawy" potem mocno przytulałam łobuziaka i śpiewałam kołysankę i grzecznie wychodziłam z pokoju mówiąc " rączki i nóżki już się nie ruszają bo idą spać- dobranoc" Oczywiście chłopcy wyrobili sobie nawyk samodzielnego zasypiania, bo dzieci powinny umieć się same wyciszyć i uspokoić przed snem tak samo jak dorośli. Pamiętajmy- bujając itp. dziecko przed snem nie ułatwiamy mu życia, wbrew przeciwnie, pozbawiamy go naturalnej reakcji na zmęczenie- samodprężenia i snu. Po tych wszystkich zabiegach małe śpioszki spały smacznie i budziły się w świetnej formie :)
* wyciszenie
* rytuały
* czytanie
* piosenka
Przygotowanie do spania rozpoczynaliśmy z reguły godzinę przed snem, ale spokojnie nic skomplikowanego :) Około godziny przed snem nie robiliśmy zabaw aktywizujących czyli pobudzających- głównie ruchowych. Niektórzy myślą że im bardziej się dziecko przed snem wymęczy np. biegając, to szybciej uśnie. Nic bardziej mylnego- rozkręci się wtedy do dalszej zabawy i nici że spania :) Robiliśmy więc rzeczy jak- malowanie, lepienie z plasteliny czy masy dolnej a z mniejszymi bobaskami spacerek albo masażyk- żadnej nawałnicy kolorowych zabawek grajaco- piszcząco- świecąco- pełzających (!) Komu by się podobało jakby mu sąsiad z góry włączał co wieczór w porze zasypiania- muzykę, a za oknem ktoś strzelałby fajerwerkami? Na pewno nie mnie :) Kolejny krok to rytuały, my na przykład zawsze czytaliśmy książeczki po czym zasłaniałam roletę i mówiłam "a teraz wszystkie grzeczne dzieci idą spać żeby mieć mnóstwo siły do zabawy" potem mocno przytulałam łobuziaka i śpiewałam kołysankę i grzecznie wychodziłam z pokoju mówiąc " rączki i nóżki już się nie ruszają bo idą spać- dobranoc" Oczywiście chłopcy wyrobili sobie nawyk samodzielnego zasypiania, bo dzieci powinny umieć się same wyciszyć i uspokoić przed snem tak samo jak dorośli. Pamiętajmy- bujając itp. dziecko przed snem nie ułatwiamy mu życia, wbrew przeciwnie, pozbawiamy go naturalnej reakcji na zmęczenie- samodprężenia i snu. Po tych wszystkich zabiegach małe śpioszki spały smacznie i budziły się w świetnej formie :)
niedziela, 4 listopada 2012
Mały okruszek :)
Pora na małe zmiany :) Przez ostatnie ponad 4 lata opiekowałam się dwójką fantastycznych łobuziaków, niestety jak wszyscy wiedzą dzieci rosną w niesamowitym tempie... Dlatego moje łobuziaki to już pełnoprawni bywalcy przedszkola- ciocia nie jest im już potrzebna przez cały dzień... W związku z tym ciocia potrzebuje nowego robaczka do opieki :) No i ma :) Tak mam :D Za mną pierwszy spędzony dzień z nowym maleństwem- obecnie 7 miesięcznym :) Czuję się trochę jakby było to już moje 5 dziecko :) No wiem- nie urodziłam, nie moje, ale chcąc- nie chcąc taka jakaś więź powstaje, zwłaszcza z takim maleństwem które jest całkowicie (!) zależne od osób dorosłych... Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo czuję się odpowiedzialna za takiego małego człowieczka, jaka duma siedzi w środku człowieka gdy taki mały łobuziak stawia pierwsze kroczki, robi wszystkie niby normalne dla dorosłych czynności, a jednak dla niego są to niesamowite osiągnięcia... Rozwój niemowląt i małych dzieci jest tak piorunująco szybki, zaskakujący i fantastyczny... Pierwsze trzy lata dziecka to podwaliny pod całe dorosłe życie, to lata których dziecko świadomie nie pamięta, ale emocje w jakich się wtedy znajduje i uczucia jakie przeżywa mają ogromny wpływ na to jakim będzie człowiekiem przez całe życie. Każdy rodzi się już z określonym temperamentem- wiadomo zespół cech stałych, wrodzonych. Aczkolwiek to my dorośli musimy trzymać pieczę nad rozwojem, wspierać i pielęgnować dobre cechy, a starać się niwelować te złe. Odpowiedzialność jaka na nas ciąży niech będzie motorem do jak najlepszych działań, do ciągłego wspierania- nie wyręczania, służenia radą- nie narzucania własnego zdania, bycia oparciem i konsekwentnym wychowawcą- nie zagubionym dorosłym pozwalającym żeby dziecko robiło co chce tym samym zagubiło się w świecie zasad i podziałów... A zapłata za trud włożony w wychowanie przyjdzie szybciej niż się spodziewaliśmy- bo uśmiech na twarzy dziecka jest bezcenny i wynagrodzi wszystko (!) :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)